wtorek, 9 września 2014

First things first


Witam,

Po niemalże tygodniu spędzonym w amerykańskiej szkole, pragnę podzielić się wrażeniami. Amerykański high school odzwierciedla American Dream i spełnia wymagania każdego znudzonego i zdesperowanego polskiego ucznia. Jeśli ktoś z Was oglądał High School Musical, to moja szkoła właśnie tak wygląda. Chodzi mi o barwy oczywiście… Główne kolory to czerwony i biały, miło, bo przypominają flagę Polski. Maskotką drużyny jest leopard, dyrektor codziennie rano mówi: ''Pamiętaj, że zawsze jest dobry dzień by być leopardem !''.

W związku z tym, że w piątek było wielkie otwarcie nowego stadionu dla naszej szkoły (wielkości tego w Warszawie), lekcje były skrócone i odbyły się tzw. pep rally. Jest to typowe wydarzenie znane w USA i Kanadzie, które zbiera uczniów, aby dopingowali drużyny przed sportowym widowiskiem. Odbyły się pokazy taneczne (całkiem niezłe), po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłam występ cheerleaderek (również całkiem niezły). Oprócz tego okrzyki, wiwaty, gwizdanie, e k s c y t a c j a. 

Tak naprawdę nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, dlatego nie byłam na to gotowa. Siedziałam na matematyce, w spokoju starając się rozwiązać równania, gdy nagle usłyszałam alarm przeciwpożarowy. Wszyscy wybiegli pod opieką nauczycieli. Myślałam, że to zwykła próba ewakuacyjna, bo często mieliśmy takie w polskiej szkole. Otóż nie. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy podjechał wóz strażacki z cheerleaderkami na dachu pojazdu krzyczącymi ''FIIIIIIRRRRREEE''. Biedna ja, przystosowana do polskich realiów, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, postanowiłam więc cieszyć się nadchodzącym meczem tak jak inni uczniowie. 

A teraz kilka spostrzeżeń na temat szkoły.

- Wszyscy się uśmiechają. Cały czas. Czasami czuję się jak w horrorze, przechodzę przez korytarz i widzę kumulację spojrzeń i uśmiechów na mnie. Osoby, które boją się klaunów, wiedzą co mam na myśli.

Oczywiście żartuję, po prostu nie jestem przyzwyczajona, że nauczyciele są naprawdę ludzcy. Cokolwiek byś nie powiedział, nie zrobił, a nawet przeskrobał - oni i tak skwitują to uśmiechem. Ciągle powtarzają, że dzień bez śmiania się to dzień stracony. Atmosfera na lekcjach jest bardzo luźna, nie ma pospieszania, nauczyciele potrafią odpowiadać nawet na bardzo bezpośrednie pytania, nie martwiąc się, że ''tracimy lekcję'' czy poganiając nas. Nikt nie unosi głosu, nie wkurza się, nawet gdy 90 procent klasy nie odrobiło pracy domowej przez weekend, i to bardzo banalnej. 

W polskim liceum chodziłam często zestresowana, niewyspana, poirytowana. Ciągle coś mnie wyprowadzało z równowagi, a niesprawiedliwość niektórych nauczycieli doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Do tego wredne kartkóweczki, jedyneczki za brak podręcznika, brak zeszytu. Przeżyłam w całkowitym spokoju tydzień w amerykańskiej szkole. I nie dlatego, że był to pierwszy tydzień, bo codziennie przerabialiśmy materiał i byliśmy oceniani. Dlatego, że nie martwię się, że ktoś mnie niesprawiedliwie oceni, zrobi coś wbrew wszystkim uczniom czy potraktuje nas jak roboty, które mogą siedzieć do 4 nad ranem nad pracą domową. Przychodzę z uśmiechem, i razem z nim wychodzę. 

- Pierwszy dzień szkoły nie jest ani trochę oficjalny. Nikt nie przychodzi na galowo, dżinsy? Proszę bardzo. Jest to dzień organizacyjny, ale od razu zapowiada, za co dostaniemy ocenę dnia następnego.

- Organizacja. Amerykanie są bardzo zorganizowani. Wszyscy uczniowie mają segregatory, w których są zeszyty do notatek, zeszyty do pisania wypracowań, koszulki na kserówki, kartki do oddzielenia poszczególnych działów. Nauczyciele są równie dobrze zorganizowani, mają rozpiskę na każdy dzień i trzymają się jej. Co tydzień/miesiąc (zależnie od nauczyciela) każdy uczeń dostaje nowy program, z datą każdego sprawdzianu, zadania, za które otrzyma się ocenę.

- Każdy obcokrajowiec jest traktowany jak wielka osobowość. Amerykanie żyją w swoim środowisku i rzadko się z niego przemieszczają, nie wyjeżdżają za granicę, wielu z nich nawet nie było w innych stanach. Mówią tylko po angielsku, a nauka innego języka sprawia im wiele trudności. Wiem, bo uczęszczam z nimi na lekcje hiszpańskiego i niemieckiego, zapamiętanie jednego zdania typu "Jak się masz ?'' czy "Jak masz na imię?'' trwa godzinę lekcyjną. Ich reakcja na to, że przybyłam tu z Polski to cool, awesome i tym podobne. A fakt, że mówię w 3 językach i uczę się dwóch kolejnych, jest dla nich nie do pojęcia. Kiedy poszłam zapisać się na niemiecki, co najmniej 3 nauczycieli pytało mnie czy jestem tego pewna. Wrzuciłam się na głęboką wodę, uczę się dwóch kompletnie mi obcych języków w innym języku, tłumacząc sobie w głowie na polski i mylę z francuskim. Ale..dla chcącego nic trudnego, obiecałam sobie, że chcę wykorzystać każdą szansę podczas tego roku szkolnego i łapać wiatr w żagle.

- Nie ma tu typowego dzwonka szkolnego, jest to dźwięk bardziej przypominający beat w muzyce dyskotekowej. Obowiązkiem ucznia jest siedzenie w klasie przed dzwonkiem. Jest to trochę trudne dla nowicjusza, przemieścić się z jednego końca szkoły na drugi, bo kompletnie gubię się w tej instytucji.  Mimo to nie spóźniam się (to naprawdę wyczyn), krąży legenda, że kiedyś ktoś się spóźnił..

- Podczas pierwszej lekcji przez megafon odbywa się ślubowanie do amerykańskiej flagi, a później do flagi Texasu. W żadnej klasie nie ma krzyża, nie odbywają się też lekcje religii mimo, że ogromna większość Amerykanów wierzy. Tylko szkoły katolickie mogą udzielać lekcji religii. 1:0 USA

- Na początku każdej lekcji nauczyciel stoi z pudełkiem, do którego (niestety) należy wrzucić telefon. Jednakże, amerykanie są zafascynowani technologiami i uzależnieni od social media, dlatego wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy słyszę podczas lekcji ''A teraz dam wam telefony, żebyście zainstalowali aplikację z App Store, na której będziemy pracować. Jeśli nie macie dobrego sygnału wifi przejdźcie się po szkole.'' I tak sobie chodzimy z nauczycielami po korytarzach ściągając gierki. (i tak, mamy darmowe wifi w szkole). Jesteśmy zobowiązani posiadać konto na Pinterest, bo większość nauczycieli lajkuje zamieszczane tam obrazki, mamy własnego mejla szkolnego, i wiele innych aplikacji, z którymi wcześniej się nie spotkałam. Bardzo przydatna jest aplikacja Reminder, wysyłamy swój numer nauczycielowi a on podczas roku szkolnego będzie nam pisał smsy przypominające o nadchodzących testach i pracach domowych. Miło z ich strony.

- Wszyscy, którzy przekroczyli 16 rok życia poruszają się samochodami, tzw truckami, tylko i wyłącznie. Przy szkole są co najmniej 3 parkingi. Są też osoby przystosowane do komunikacji miejskiej takie jak ja, które poruszają się słynnym żółtym autobusem. Fajna sprawa, coś jak darmowa taksówka, chociaż nie pogardziłabym samochodem. 

- Szkoła wypożycza książki. Nic nie płacisz, chyba że zniszczysz podręcznik. Genialny sposób na oszczędność pieniędzy, bo tu materiały szkolne są wyjątkowo drogie.

Jeśli chodzi o krótkie podsumowanie lekcji -> Na angielskim przerabiamy brytyjską literaturę, Beowulf, Szekspir, te sprawy. Książka ma jakieś tylko 800 stron..Ale tutaj do podręczników każdy dostaje płytę CD z PDFem do całego podręcznika, aby nie targać książek do domu. Nie ma czegoś takiego jak lektura, jest za to tzw. AR. Idziesz z nauczycielem do biblioteki, wybierasz książkę, która odpowiada twoim zainteresowaniom, wypożyczasz ją i musisz starać się czytać 20 minut dziennie. Co miesiąc czy dwa wyznaczane są terminy testu ze znajomości danej książki. Test musisz zaliczyć na co najmniej 85%, więc jest to doskonała motywacja dla ludzi, którzy od książek stronią. Uważam, że jest to super pomysł, że masz wybór, możesz czytać to tylko chcesz. Każda książka w szkolnej bibliotece ma swoje oznaczenie - poziom trudności i liczbę punktów za przeczytanie. Pod koniec roku osoba z największą sumą punktów otrzyma dodatkowe profity.

Dla osób które interesują się modą polecam napisać podanie do polskich szkół o Fashion Design w liceum. Jedyna taka lekcja, na której będziesz analizował Vogue'a, rozwiązywał quiz o świecie mody, czy nauczysz się szyć. Od przyszłego tygodnia rozpoczynamy pierwszy projekt - szyjemy i dekorujemy własną poduszkę.

Muszę pozdrowić pana od anatomii, który jest absolutnie moim ulubionym. Na pierwszej lekcji wszedł do klasy rapując ''First things first, I'm the realest'' a klasa dokończyła za niego. Chodzi o piosenkę Iggy Azalea - Fancy. Stąd tytuł posta.

Specjalne podziękowania dla Niny, mojej prywatnej artystki, która jest twórczynią szablonów tego oto bloga.

W przyszłym tygodniu jest Homecoming Week. Codziennie będziemy się przebierać w zależności od wyobraźni nauczycieli. Słyszałam, że był już ''Dzień Piżamy'' czy też ''Dzień Hawajski''. W piątek odbędzie się kolejny mecz oraz parada, w której weźmie udział ostatnia i pierwsza klasa. Na pewno coś napiszę na ten temat, a teraz czas na świeżą porcję zdjęć. 


Conversy odpowiadające kolorom szkoły i flagi Polski

kadr z High School musical….


i realia w mojej szkole



ja łowca promocji, 5 za 5 dolców



menu szkolnej stołówki


mój telefon jeszcze się nie przyzwyczaił do Texasu..


jeden z tych dni, w których uprawiamy sport



Oczywiście nadal chętnie czekam na Wasze pytania.
Adios!